Myślenie nie boli…

Myślenie nie boli…
Czy jednak aby na pewno?? Może jednak boli?? Ostatnio tyle razy byłam świadkiem, że lepiej nie myśleć – że dzisiaj wieczorem ot taka mnie refleksja naszła.
Zrobiliśmy się chyba wygodniccy i tacy bardzo odtwórczy – najlepiej mieć wszystko podane na tacy – wypunktowane – żeby zrobić coś szybko i się zbytnio nie zmęczyć.
Nie wiem, może denerwuje mnie to dlatego, że z natury jestem osobą , którą „jeśli nie da się wejść drzwiami, spróbuje oknem” …jeśli trzeba jakiś problem rozwiązać  – to trzeba mieć kilka pomysłów – tak na „wszelakij słuczaj”. To znaczy zawsze myślałam, że właśnie tak jest najlepiej. 
Ostatnio jednak spotkałam się kilkakrotnie z zupełnie inną postawą, która jest mi zupełnie obca i pewnie dlatego jej nie rozumiem. Zapytacie co mam na myśli . Mam na myśli takie wybiórcze działanie w stylu „…odtąd – dotąd…a reszta mnie już nie interesuje, nie moja broszka”… i nic już więcej się nie liczy. Nie ważne, żeby dać coś od siebie – od siebie należy wymagać jak najmniej – najlepiej wymagać od innych .Pfiii nieważna jest całość, nie liczy się efekt – bo i po co…. Mnie się wydawało, że tak nie można…a jednak.
Na czasie staje się powiedzonko z filmu „Brunet wieczorową porą”